Czułam się lepiej jak byłam pijana. Alkohol przynosi ulgę, uwalnia od napięć; 10.02.2007r, Skórcz. Byłam na kilka dni u rodziców. Kiedy zbierałam się do wyjazdu na studia ojciec poprosił o rozmowę. Obwinił mnie o jego problemy małżeńskie i nadużywanie alkoholu. Byłam bardzo zdezorientowana i zła tą rozmową i przekroczeniem
ŁódźWiadomości Łódź, Wydarzenia ŁódźWykorzystali pijaną… (ksaf) 27 marca 2010, 4:06 Dwóch nietrzeźwych 25-letnich mężczyzn, którzy wykorzystali seksualnie pijaną 16-latkę, zatrzymali policjanci z VIII zostali tymczasowo aresztowani. Grozi im do 8 lat więzienia. Do zdarzenia doszło na boisku obok liceum przy ul. Kruczkowskiego. Nastolatka miała ponad 3 promile alkoholu we krwi i była w 5 tygodniu ciąży. FACEBOOKDołącz do nas na Facebooku!Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!Polub nas na Facebooku!KONTAKTKontakt z redakcjąByłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?Napisz do nas!Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera Policja z Bydgoszczy poszukuje tego mężczyznę Komentarze Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż kontoNie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.Podaj powód zgłoszeniaSpamWulgaryzmyRażąca zawartośćPropagowanie nienawiściFałszywa informacjaNieautoryzowana reklamaInny powód Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
bezzebna wiem pisalas..ale powiedzialas ze rozmowa nie wystarczy..a jak z nim sie spotkam, pogadamy to co dalej? man przeciez pisalam co powiedzialam, on mi powiedzial.. powiedzialawidzisz, to ze
Uczciwy jak Banaś, błyskotliwy jak Suski, hojny jak Sasin, wykształcony jak Ziobro, śmieszny jak żart Dudy… Żyjemy w ciekawych czasach. Tyle się dzieje wokół nas, że nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak wzbogaca się nasz ojczysty język. Niemal na naszych oczach tworzą się ciekawe związki frazeologiczne, które mają szansę przejść na stałe do naszego języka. Rządzący dostarczają nam ich tak dużo, że jest w czym wybierać. Kiedyś nie było tak łatwo jak dziś. Taki Zabłocki na przykład musiał zrobić nieudany interes i stracić sporo pieniędzy, żeby na stałe wejść do słowników wychodząc jak „Zabłocki na Mydle”. Cesarz Napoleon miał łatwiej. Wystarczyło, że obiecał przejąć długi polskie i kazał je spłacić na podstawie porozumienia w Bajonnie Księstwu Warszawskiemu, doprowadzając je w ten sposób na skraj bankructwa i mamy oto „Bajońskie Sumy”. Z tych czasów wywodzi się, niezbyt dla nas miłe określenie funkcjonujące do dziś w języku francuskim „Pijany jak Polak” (soûl comme un Polonais). Tak Francuzi mówią o kimś kto wypił za dużo i opadł z sił. Ale nie wiedzą jaka jest historia tego powiedzenia. Bo pierwotnie znaczyło coś zupełnie innego. W 1807 roku polskie oddziały złożone w dużej mierze z Wielkopolan (byli jeńcy i zbiegowie z armii pruskiej) pod dowództwem Jana Henryka Dąbrowskiego brały udział zwycięskiej bitwie pod Frydlandem. Po bitwie żołnierze Francuscy i Polscy rozpoczęli świętowanie pijąc ile wlezie. Opijanie zwycięstwa zdobycznym winem trwało trzy dni a armia była pijana w sztok. I tę niedyspozycję wykorzystali Rosjanie podejmując kontratak. Mogło dojść do pogromu, gdyby nie…Polacy. Ci widząc nadciagające niebezpieczeństwo chwycili za broń, ustawili się karnie w szeregi i jak gdyby nigdy nic wzięli się do roboty, czyli odpierania ataku. W ten sposób dali czas francuskim kolegom na dojście do siebie i wytrzeźwienie. Następnego dnia cesarz Napoleon napisał w rozkazie dziennym do swoich żołnierzy: „Jeżeli już macie pić, to pijcie jak Polacy”. „Pijany jak Polak” mówili Francuzi przez całe lata patrząc z podziwem na tych którzy potrafili pić dużo i nie upijać się. Ale z czasem pierwotne znaczenie się zatarło i teraz znaczy coś zupełnie innego. Ciekawe zatem jaki los czeka powiedzonka, które zafundowali nam swoimi nietuzinkowymi działaniami politycy partii rządzącej. Czy któreś z nich wejdzie na stałe do naszego języka i będzie oznaczać kryształową uczciwość, ponadprzeciętną inteligencję, albo altruistyczną skłonność do dzielenia się z innymi? Byle by tylko nikt za sto lat nie mówił o uczciwym, dotrzymującym zobowiązań kontrahencie „słowny jak Kaczyński”.
Nikt mi nie pomógł". Ofiary przemocy seksualnej zabierają głos. „Dziadek mnie gwałcił. Wszyscy odwracali głowy”. - Czuję ogromną złość wobec wykorzystywania dziecka do walki politycznej – mówi Małgorzata Kulczycka z Opola. – Nadal brakuje zrozumienia, jakie spustoszenie sieje przemoc seksualna wobec nastoletniego dziecka
Polish Arabic German English Spanish French Hebrew Italian Japanese Dutch Polish Portuguese Romanian Russian Swedish Turkish Ukrainian Chinese English Synonyms Arabic German English Spanish French Hebrew Italian Japanese Dutch Polish Portuguese Romanian Russian Swedish Turkish Ukrainian Chinese Ukrainian These examples may contain rude words based on your search. These examples may contain colloquial words based on your search. I wasn't drunk I was not drunk never been drunk Po raz kolejny, nie byłam pijana. Nie śpiewałam w ratuszu i nie byłam pijana! Nie mam kaca Andrew, ponieważ nie byłam pijana. Choć Regina robi mocny cydr, nie byłam pijana. Well, despite how strongly Regina spiked her cider, I was not drunk. Nie byłam pijana, wiem, co widziałam. Nie byłam pijana, dziękuję wam bardzo. Nie byłam pijana, ktoś mnie naszprycował dragami. Przysięgam, nie byłam pijana. Manny, nie byłam pijana tylko chora. Wypiłam, ale nie byłam pijana. Mówiłam jej: nigdy w życiu nie byłam pijana. Ale na pewno nie byłam pijana. To znaczy, nie byłam pijana, czy coś takiego i myślałam, że dam radę prowadzić. Z tobą nie byłam pijana ani mi nie odbiło. nigdy w życiu nie byłam pijana. Czy nie byłam pijana gdy ci go oddałam? Od dawna nie byłam pijana. No results found for this meaning. Results: 26. Exact: 26. Elapsed time: 79 ms. Documents Corporate solutions Conjugation Synonyms Grammar Check Help & about Word index: 1-300, 301-600, 601-900Expression index: 1-400, 401-800, 801-1200Phrase index: 1-400, 401-800, 801-1200
Czuje się pusta i beznadziejna. Jest mi wstyd ze doszło do czegos takiego. Ciagle mam przed oczami sytuacje kiedy moja przyjaciółka siedzi na moim chłopaku całują się i on obmacuje jej piersi. Wiem ze nie powinnam mieć do nikogo pretensji o to co się wydarzyło bo sama tego chciałam kiedy byłam pijana.
Wykorzystali Mnie Jak Byłam Pijana Złam mi tyłek Chcę usłyszeć, jak twój kutas mnie złamie
"Obudziłam się po jednej z popijaw, kolejnej nieudanej próbie ucieczki. W ręku trzymałam ciągle szklankę. Wtedy padłam na podłogę i zaczęłam błagać Boga o pomoc" - pisze Holly Whitaker i opisuje niszczycielski
Osoby starsze coraz częściej padają łupem bezwzględnych oszustów. Fakt ten potwierdza historia Marii Szczepańskiej (64 l.), która, jak sama twierdzi, została wykorzystana i oszukana. Okazuje się, że witkowianka nie jest jedyną pokrzywdzoną w całej sprawie. 18 maja tego roku do drzwi Marii Szczepańskiej zapukał mężczyzna podający się za przedstawiciela firmy telekomunikacyjnej. Jak twierdzi bohaterka naszego artykułu, osoba ta przedstawiła się jako pracownik Telekomunikacji Polskiej. Wizytę poprzedziła rozmowa telefoniczna, podczas której witkowianka została poinformowana o konieczności podpisania umowy. – Dzień wcześniej zadzwoniła do mnie pani, która powiedziała, że musi zostać podpisana umowa i w związku z tym przyśle do mnie pracownika – opowiada pani Maria. Przybyły mężczyzna nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Z relacji naszej rozmówczyni wynika, że pracownik był miły i motywował swoją wizytę oraz podpisanie umowy tym, że Telekomunikacja Polska łączy się z firmą Orange. – To był młody mężczyzna. Nie przedstawił się, a także nie pokazał mi żadnej legitymacji firmowej. Nawet nie pomyślałam, żeby go o to poprosić – mówi witkowianka. Mężczyzna przestawił warunki umowy, którą następnie podpisała pani Maria. Po kilku tygodniach na witkowiankę czekała niemiła niespodzianka. – Dostałam wiadomość, że przeszłam do firmy Telekomunikacja Novum. Przed podpisaniem umowy nawet jej nie przeczytałam. Pracownik tej firmy zapewniał mnie, że tak musi być – dodaje. Podpisanie umowy oznaczało, że pani Maria została nowym klientem Telekomunikacji Novum. Było to jednoznaczne z odstąpieniem od umowy z Telekomunikacją Polską. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wszystko odbyło się za plecami witkowianki. – Zadzwoniłam do tej firmy. Powiedziałam, że zostałam oszukania i nie chcę przechodzić do innego operatora, tylko chcę nadal być klientem Telekomunikacji Polskiej – mówi pani Maria. Mimo usilnych prób, naszej rozmówczyni nie udało się odstąpić od umowy z Telekomunikacją Novum. Wszystko za sprawą upłynięcia czasu umożliwiającego zerwanie umowy nie ponosząc żadnych konsekwencji. – Czuję się wykorzystana i oszukania – mówi zdenerwowana pani Maria. Więcej na łamach Kuriera Zobacz także
Byłam. Moze bylam. Nie pamietam zreszta. Kto by to tam pamietal, chyba tylko kot zly jakis, ja takim nie jestem. A tak wogle jak mi poszedl handel no
Szczegóły Kategoria: Region Opublikowano: 09 luty 2016 Oszustwo ma wiele postaci. Jedni naciągają starszych ludzi „na wnuczka", inni podają się za inkasentów a jeszcze inni za ubezpieczycieli. Historia którą opiszemy, nie jest podobna do poprzednich przypadków. W tym ponoć wyłudzono podpis pod wnioskiem o kredyt od osoby pozostającej pod wpływem alkoholu. Okna wstawić, drzwi razu Pani Jadwiga S. – 64 letnia mieszkanka jednej z podzgorzeleckich wsi postanowiła podwyższyć standard swojego mieszkania. W 2010 roku zawarła umowę z firmą wymieniającą stare, drewniane okiennice na nowe, plastikowe. Nie bez znaczenia może być tutaj fakt, iż prezesem firmy jest znajoma Pani Jadwigi. Wszystko potoczyło się jak należy, okna wstawiono, płatność została uiszczona. Minęły potem cztery lata i pani prezes – szukając prawdopodobnie kolejnych klientów – przypomniała sobie o swojej znajomej. Wysłała do niej dwójkę swoich pracowników: kobietę i mężczyznę, którzy usilnie przekonywali 64-latkę, iż do okien powinny dołączyć drzwi. Nie zrażeni trzema kolejnymi odmowami co jakiś czas wracali, aby przekonywać Panią Jadwigę do swoich racji. Za każdym razem byli odprawiani. Nadszedł jednak taki dzień, kiedy – według zapewnień poszkodowanej - „naganiacze" zwietrzyli swoją na kacuOto, jak kobieta opisała zdarzenie, które sprowadziło na nią kłopoty: „ ja spałam a panowie i poszli do sklepu po papierosy i alkohol, gdyż poprzedniego dnia zdrowo popiliśmy. Mieliśmy okropnego kaca. Drzwi wejściowe zostawili otwarte. I tak weszli po raz czwarty przedstawiciele tej firmy. Panią znałam bo w 2010 zakładali mi okna (jako prezeska). Ta pani wykorzystała moją niedyspozycję i przedłożyła do podpisania umowę na dwoje drzwi. Nie przeczytano mi umowy, praktycznie nie wiem, co podpisałam. Nie zostawili mi żadnej kopii. To jest wyłudzenie, z pijanymi ludźmi umowy się nie zawiera. Do dnia 3 lutego 2015 drzwi nie zostały wstawione, kredytu na oczy nie widziałam, firma usługi nie wykonała" – pisze Pani Jadwiga. Jakie były skutki decyzji podjętej pod wpływem „niedyspozycji", dowidziała się niespełna rok wzywaNa przełomie stycznia i lutego 2015 roku Pani Jadwiga otrzymała urzędowe pisma. Jak grom z jasnego nieba spadła na nią wiadomość, że dobiera się do niej komornik. Przysłał jej wezwanie do zapłaty należności prawie zł wraz z odsetkami oraz informację o wszczęciu postępowania egzekucyjnego z tytułu nie spłacanego kredytu, zaciągniętego 5 marca 2014 roku. Zszokowana kobieta napisała do Prokuratury Rejonowej w Zgorzelcu doniesienie o przestępstwie wyłudzenia oraz do Sądu Rejonowego z zażaleniem, że nie zgadza się z wydanym przez niego tytułem wykonawczym, na podstawie którego komornik wszczął egzekucję. Prosiła też o wstrzymanie egzekucji. oszustwa nie popełnionoProkuratura poleciła Komendzie Powiatowej Policji w Zgorzelcu przeprowadzić dochodzenie „w sprawie zaistniałego 15 marca 2014 roku oszustwa dokonanego w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez przedstawicieli firmy D. poprzez wyzyskanie niezdolności należytego pojmowania przedsiębranego działania przez Jadwigę S. oraz wprowadzenia jej w błąd co do zamiaru wywiązania się z umowy kupna drzwi, czym doprowadzono pokrzywdzoną do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w łącznej kwocie 5148 zł." Po rozpoznaniu sprawy Policja odmówiła wszczęcia dochodzenia gdyż stwierdzono, że czynu z art. 286 §1 kk nie popełniono. Nie było więc argumentu, aby prosić sąd o ponowne zajęcie się pomoże?Zdesperowana Jadwiga S. zwróciła się do naszej redakcji z apelem o pomoc. Jej łączny dług wraz z odsetkami przekroczył już 6 tys. zł i rośnie. Niestety nie mamy takich możliwości jak organ ścigania aby dociec, czy faktycznie wystąpiło wyłudzenie podpisu pod umową tym bardziej, że sama poszkodowana nie za bardzo zdarzenie pamięta. Co gorsza nie dysponuje kopią umowy. Weźmy pod uwagę fakt, iż rozpatrując sprawę sąd z jednej strony miał do dyspozycji dokumenty przysłane przez bank, a z drugiej tylko ustne oświadczenie poszkodowanej. Czy w tej sytuacji pomoże odwołanie się do sądu wyższej instancji? Trudno nam podpowiadać osobie tak bardzo dorosłej jak Pani Jadwiga, jak ma żyć oraz kiedy i w jakich ilościach spożywać alkohol. W tej sytuacji możemy jednie liczyć na to, że opisane zdarzenie będzie przestrogą dla innych naszych czytelników. Janusz Grzeszczuk Fot.:
To wydawało się miłe, a teraz jest mi wstyd, że tak byłam postrzegana. Po pracy poszłam na wino. Maksa karmiłam piersią 1,5 miesiąca - trudności z laktacją przyprawiły mnie niemal o depresję, ale nikt nie nakładał na mnie presji karmienia piersią. Od razu zaczęłam podawać sztuczne mieszanki.
fot. Adobe Stock, Руслан Галиуллин Nie wierzę, że jestem w tym samym punkcie, w którym byłam osiem lat temu. Tylko starsza i jeszcze głupsza niż wtedy. Jeszcze bardziej żałosna. Gdyby ktoś opowiedział mi tę historię, nie uwierzyłabym. Ale to ja jestem jej główną bohaterką… Wyszłam za mąż, mając 22 lata Byłam zakochana na zabój i myślałam, że Pana Boga za nogi złapałam, gdy Albert mi się oświadczył. Moje koleżanki powoli wychodziły za mąż i czułam, że na mnie też nadszedł czas. Chciałam spędzić resztę życia z tym człowiekiem. No i pragnęłam tego wszystkiego, co wiąże się ze ślubem i weselem. Białej sukni, kwiatów, przyjęcia, tortu, tańców, zabaw z didżejem. Ustalania menu, wieczoru panieńskiego, pięknych zdjęć. To naiwne, teraz to wiem, ale wtedy byłam gówniarą, a takiego romantycznego rozmachu chcą młode dziewczyny. Co prawda, nie wyprawiliśmy wielkiego wesela, ale roboty i tak było całkiem sporo. Żonglowałam kolorami, fakturami, gatunkami kwiatów i rodzajami koronki, ciesząc się jak dziecko i niecierpliwie wypatrując naszego wspólnego życia. Wiedziałam, że codzienność to nie wesele, pełne kolorów i pyszności, więc nie czułam się ani trochę rozczarowana. Nie chcieliśmy jeszcze decydować się na dziecko, zamierzaliśmy najpierw nacieszyć się małżeńskim życiem, może zwiedzimy trochę świata, a na pewno ogarniemy finanse i mieszkanie. Dla Alberta taka rzeczywistość była zbyt szara. Dlatego mnie zdradził. Dokładniej, zdradzał mnie nagminnie, z różnymi dziewczynami. Dowiedziałam się o jednej, gdy po prostu wróciłam wcześniej z pracy. Źle się czułam, miałam dreszcze i podejrzewałam, że za chwilę gorączka całkiem mnie rozłoży, więc zwolniłam się i pojechałam prosto do domu. Połknę parę tabletek, wyśpię się, a jutro po niedyspozycji nie będzie śladu – myślałam. No i zastałam mojego męża z jakąś brunetką. Gołych. W naszym łóżku. Kiedy raczyli mnie dostrzec, odbył się cały ten festiwal pisku, wstydu, zbierania ubrań i zasłaniania nimi tego i owego. – Kochanie, ja… ja ci to wszystko wytłumaczę – jąkał się Albert. – To… to nie jest tak, jak myślisz. Jola… – Aneta! – warknęła dziewczyna, zakładając sukienkę. – Nie dość, że żonaty, to jeszcze imiona mu się mylą. Wiej, kobieto! – poradziła mi i sama uciekła. A my zostaliśmy w przerażająco teraz ciasnej przestrzeni naszego mieszkania. Żadne słowa, które mój mąż z siebie wyrzucał, nie miały znaczenia. Niemal nie słyszałam, jak powtarza, że mnie kocha, że to przypadek, że go poniosło… Chwyciłam torbę, której zwykle używałam, gdy szłam na siłownię, spakowałam do niej kilka rzeczy i pojechałam do rodziców. Płakać, a także chorować, bo gorączka brała mnie coraz bardziej. Moje małżeństwo trwało niecałe 3 lata Wiedziałam, że nie wybaczę zdrady, więc zostanę rozwódką jako dwudziestopięciolatka, w wieku, w którym spora część kobiet nie miała jeszcze kandydata na narzeczonego. Płakałam cały dzień i całą noc, głaskana przez mamę po włosach. – Całe szczęście, że nie macie dzieci… Tak, ja też się cieszyłam, że nasz rozwód nie zniszczy nikomu więcej życia, choć w tamtej chwili wolałam się skupić na moim bólu, a nie na cierpieniu hipotetycznych dzieci. Rozwód uzyskaliśmy na pierwszej rozprawie. Sędzia nie miała wątpliwości wobec naszych zgodnych zeznań. No bo czemu tu zaprzeczać? Skoro został, biedny, przyłapany in flagranti? Miałam szczerą nadzieję, że nigdy więcej nie zobaczę tego „dziada”, jak o nim myślałam. Niech sobie teraz bzyka, kogo chce i gdzie chce, byle z daleka ode mnie! Długo nie mogłam się pozbierać. Czego mi brakowało, że Albert musiał szukać tego u innych kobiet? Byłam nie dość zgrabna? Nie dość ładna? Głupia? Nudna? Byłam złą żoną? Do niczego kochanką? Szukałam przyczyny w sobie, chcąc się zmienić, chcąc wyeliminować to, co we mnie szwankowało. Nie miałam ochoty na budowanie związku Najpierw musiałabym zaufać, a jak miałam zaufać obcemu facetowi, skoro miłość mojego życia zdradzała mnie i oszukiwała, do końca twierdząc, że kocha tylko mnie? Paranoja jakaś. Leczyć się dziad powinien. Z seksoholizmu. W końcu zaryzykowałam, bo ile można się katować celibatem, nie tyle fizycznym, co uczuciowym. Poszłam na jedną randkę, drugą, trzecią… Udało mi się stworzyć dłuższy związek, który jednak nie przetrwał roku. Po kolejnych dwóch falstartach poznałam Pawła i po blisko trzech latach zaczęłam myśleć, że chyba niepotrzebnie tak mocno się zarzekałam, że już nigdy nie wezmę ślubu. Z Pawłem mogłabym spędzić resztę życia. Miałam nadzieję, że on ze mną też. Wszystko na to wskazywało. Mieszkaliśmy razem, było nam cudownie w łóżku, poza nim też dobrze się układało. Napomknęłam więc pewnego razu przy kolacji, że moglibyśmy zalegalizować nasz związek, zorganizować jakąś małą uroczystość… – Chyba żartujesz, kotku? – usłyszałam w odpowiedzi. – Dobrze nam razem, nie przeczę, ale jak zaczynasz gadkę o ślubie, to pewnie zaraz zaczniesz marudzić na temat dzieci… – A co w tym złego? Moglibyśmy pomyśleć o dzieciach. Nie robię się młodsza. Mam prawie trzydzieści lat, jesteśmy razem od trzech, więc… – O, nie, myszko, tak się nie bawię. Dziękuję, ale nie. Myślę, że to jest ten czas, kiedy powinienem zmienić kurs. – Słucham? Z kim ja byłam przez ten czas?! Nie mogłam uwierzyć w to, co Paweł w tamtej chwili zrobił – wstał i zaczął pakować swoje rzeczy. Nie miał ich za wiele, był minimalistą. Trochę ubrań, parę książek, żadnych pamiątek i bibelotów. Po prostu spakował się, powiedział, że było miło, ale to już koniec naszej wspólnej drogi… i po prostu wyszedł. Nawet nie spytałam, gdzie będzie spał, gdzie zamieszka… Siedziałam przy stole, przy którym pół godziny wcześniej zamierzałam omówić plany na resztę życia, jak odrętwiała. Boże, to chyba jakiś jeden wielki, nieśmieszny żart. Paweł rzucił mnie, ot tak, bo śmiałam myśleć i mówić o wspólnej przyszłości? Po trzech latach zostawiał mnie w pięć minut? Bez żadnych wątpliwości, bez żadnego zawahania? Znowu pytałam samą siebie, co ze mną nie tak, skoro kolejny raz trafiłam na palanta? Zmarnowałam z nim czas. Dlaczego nie wyłapałam jakichś sygnałów? Dlaczego nie zapalała mi się w głowie czerwona lampka? Byłam w rozsypce. Znowu czołgałam brzuchem po dnie… I wtedy spotkałam Alberta. W knajpce. Ja siedziałam przy jednym stoliku, on przy drugim. Oto kara za to, że nie chciało mi się gotować. Miałam ochotę wyjść, ale podszedł i zapytał, czy może się przysiąść. Milczałam, co uznał za zgodę. Usiadł i od razu zaczął mnie przepraszać za tamtą sytuację, za to, że był tak głupi, że… – Było, minęło – przerwałam mu. – Lepiej powiedz, co u ciebie. Nie chciałam wspominać przeszłości, zwłaszcza przykrej. Tyle że nie bardzo miałam się czym pochwalić, nic takiego w moim życiu się nie działo. W jego też rewelacji nie było. Kilka tygodni wcześniej rozstał się z moją następczynią. Po ponad pięciu latach. Okradła go, wyczyściła konto, do którego dał jej dostęp, wyniosła z mieszkania, co tylko się dało, i zniknęła. Okej, pomyślałam, on ma gorzej, i trochę się odprężyłam. Zamówiliśmy butelkę wina, żeby opić nasze troski, pechy i nieszczęścia, a potem jeszcze jedną, bo trochę się tych żalów uzbierało. Gdy się żegnaliśmy, zakręciło mi się w głowie. Albert mnie złapał, przyciągnął do siebie, podtrzymał… A potem jakoś tak… zaczęliśmy całować się jak szaleni. Szumiało mi w głowie, ale nie byłam na tyle pijana, żeby nie wiedzieć, co robię. Tyle że nie miałam pojęcia, dlaczego to robię. Przecież to Albert, mój były mąż, ten zdradziecki dziad, któremu się myliły imiona kochanek! Ale… to był także mój Albert, którego kochałam, uwielbiałam, z którym czułam się tak wspaniale, że za niego wyszłam, który teraz bardzo żałował tego, co się stało, tego, że mnie stracił… Wylądowaliśmy w łóżku. Sześć lat przerwy nie miało znaczenia. Wiedzieliśmy o swoich ciałach wszystko, i przez dotyk niemal czytaliśmy sobie w myślach. A rano… dostałam śniadanie do łóżka. – Milenko… a może byś rozważyła… wzięła pod uwagę… mnie i ciebie, no wiesz, znowu razem? W łóżku nadal jest między nami chemia, szkoda to zmarnować. Obiecuję – uniósł dwa palce – że nigdy więcej nie dotknę żadnej innej kobiety, nawet nie spojrzę, choćby paradowała przede mną nago. Tylko daj mi ostatnią szansę. Co, Miluś? Westchnęłam. Czułam się zmęczona na samą myśl, że znowu miałabym zaczynać randkowanie z jakimś nowym facetem, bez pewności, że coś z tego wyjdzie, nie wiedząc, jakie grzeszki ma na sumieniu, jakie tajemnice skrywa, jakie cechy wylezą, gdy zamieszkamy razem. Alberta znałam. Od najgorszej strony też. Kochałam go kiedyś i być może znowu udałoby mi się go pokochać? Co szkodziło spróbować? Zgodziłam się Nie spieszyliśmy się. Na początku nikomu nie mówiliśmy o tym, że wróciliśmy do siebie, ale w końcu zaczęliśmy się razem pokazywać na rodzinnych spędach. Moja mama zbladła, gdy zobaczyła u mojego boku Alberta. Potem wzięła mnie na stronę i szeptała nerwowo: – Dziecko, oszalałaś? Już zapomniałaś, dlaczego wzięliście rozwód? Kto raz zdradził, zrobi to znowu, a to nałogowy babiarz! Byłam głucha na to, co mówiła. – Zaczynamy nowy rozdział – tłumaczyłam jej. – Teraz będzie inaczej. Jesteśmy dorośli, starsi, mądrzejsi o błędy, które popełniliśmy. Już wiemy, ile kosztowało nas to rozstanie, więc oboje będziemy się starać, by tym razem się udało. Zdawało się, że to działa, że oboje dbamy o nasz związek jak o noworodka, a ten się odwdzięcza, pięknie się rozwijając. Pół roku później wybraliśmy się do urzędu stanu cywilnego, by drugi raz wziąć ślub. Tylko my i świadkowie, nie było nawet moich rodziców, którzy… Cóż, nie wiem, czy w ogóle by przyszli. Ciągle byli bardzo sceptyczni wobec Alberta i tego, co „wyprawiamy”. Ale nie zależało nam na fecie. Wesele już było, biała suknia też. Teraz liczyła się głównie nasza odzyskana miłość. Czułam się najważniejsza na świecie, gdy Albert wypowiadał słowa przysięgi. Czułam, że tym razem naprawdę zrobimy wszystko, by nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe. Minęły 2 lata. To niemożliwe Któregoś dnia mój mąż zasiedział się pod prysznicem, a jego telefon dzwonił i dzwonił. Zerknęłam, ciekawa, kto się tak dobija. „Szef2”. Odebrałam więc, chcąc uspokoić niecierpliwego przełożonego, i bardzo się zdziwiłam, gdy damski głos w słuchawce wyszeptał gorączkowo, że mąż dziś zostaje w domu, więc bzykanko odwołane. Siedziałam z telefonem w dłoni, aż Albert wyszedł z łazienki. – Twój szef dzwonił. Odebrałam, bo się dobijał… – Tak? Czego chciał? – spytał, wesolutki jak szczygiełek, wycierając włosy ręcznikiem. Wybierał się na „służbową kolację”. Aha. Już wiedziałam, jak wyglądały te kolacje i wieczorne zebrania, na które ostatnio wybierał się dość często. „Taki okres w pracy, kochanie” – tłumaczył mi. „Jak dostanę awans, to wyhamuję, a dodatkowa kasa zawsze się przyda, prawda?”. – To był szef numer dwa. Bzykanko odwołane, mąż zostaje w domu – wyjaśniłam i patrzyłam, jak zaczerwieniony od prysznica Albert gwałtownie blednie. – Rozumiem, że mój mąż w takim razie też zostaje w domu, tak? – Posłuchaj… – zaczął, ale uniosłam dłoń. – Milcz. Po prostu się zamknij. Nie zamierzałam słuchać. Znowu mi to zrobił, choć obiecywał, zarzekał się, przysięgał, choć niby kochał mnie najbardziej na świecie. Było dokładnie tak samo, jak za pierwszym razem. Byłam starsza, podobno powinnam być mądrzejsza. Tymczasem on robił ze mnie idiotkę w identyczny sposób. Mama miała rację: kto raz zdradził, zrobi to znowu Ponoć nie sposób wejść dwukrotnie do tej samej rzeki, bo woda wciąż płynie, nurt się zmienia. A jednak ja dwa razy weszłam w ten sam układ, bo Albert nic a nic się nie zmienił. Dziad. Sędzia nie mogła uwierzyć, że drugi raz złożyłam pozew o rozwód. Przyznała, że spotkała się z drugim ślubem tej samej pary, nawet kilkukrotnie, ale z drugim rozwodem już nie. I co z tego, że przyznała mi rację, iż mąż oszukał mnie dwukrotnie? Co z tego, że mnie rozumiała i orzekła rozwód po raz kolejny z jego winy? Moje serce krwawiło, dusza cierpiała, upokorzenie pozbawiało chęci do życia. Chciałam zakopać się pod ziemią i tam zostać. Było mi potwornie wstyd. Od dwóch lat dowodziłam wszystkim wokół, że nie mają racji, a tymczasem widzieli więcej niż ja. – Całe szczęście, że nie mieliście dzieci – pocieszyła mnie znowu mama. Tak, całe szczęście… Choć to oznacza, że raczej nie będę już ich mieć. Niby wiem, że mam jeszcze czas, ale chyba nigdy nikomu nie zaufam na tyle, by się zdecydować na związek i rodzicielstwo. To uczucie potwornego zawodu trudno opisać. Dawałam się oszukiwać i zdradzać osobie, która już raz mi to zrobiła. Za pierwszym razem potężnie zachwiała moim światem, moją pewnością siebie, moją wiarą w miłość. Z drugim razem je zdruzgotała. Trzeciego nie będzie, bo mogłabym tego nie przeżyć. Czytaj także:„Śmierć męża była dla mnie tragedią. Kiedy znowu się zakochałam, poczułam się jak zdrajczyni”„Ostatnio byłem kiepskim mężem, a żona, zamiast się mnie pozbyć, ożywiła nasze małżeństwo na nowo. Anioł, nie kobieta!”„Nocna mara spędzała mi sen z powiek. Mąż pod osłoną nocy zagroził mi, że >>moje dni są policzone<<”
Udawałam, że śpię, pozwoliłam nawet żeby pogłaskała mnie po głowie czego strasznie nie lubię. Wręcz chorobliwie, nie mogę znieść cudzego dotyku. Nawet mamy. Wydaje mi się, że wszyscy śmierdzą, ze są brudni, obrzydliwi. Tylko nie ja. Pamiętam, że jak byłam dużo młodsza mama zabrała mnie do lekarza, chociaż nie byłam chora.
Witaj, Tak chronologicznie zbierając to co napisałeś w całość to: - Perfidna zdrada pełna niedomówień której dopuściła się dziewczyna . - Ona mówiła że ją wykorzystali jeszcze pijana była bo była u jakiegoś kolesia.. no wszystko tak pokątnie powiedziała tak zmieszała że ja nie wiedziała w końcu czy mnie zdradziła czy ją wykorzystali ja nie wiem ... Masz z dużą dozą prawdopodobieństwa recydywistkę, która jeśli raz Cię zdradziła, to kolejny Jej skok w bok obraca jak kota ogonem, by wmówić Ci historyjkę "zostałam zgwałcona". Użyłbym tu stosownego określenia jakie znam z tematyki zdrad ze strony kobiet na takie zachowania, nie mniej jednak mój przedmówca pisząc tu zagadnienie rodem z fizyki trafił w 10 z dubeltówki centralnie w punkt. Ale jedźmy dalej, bo masz oczy szeroko otwarte na to, co się dzieje. Ale otwarte tak jak 5 zł, tyle że z profilu. Do czego zmierzam, piszesz, że dziewczyna ma problem...owszem ma i to gigantyczny. A to z racji tego, że próbuje z Ciebie zrobić bezpieczną przystań jachtową, furtkę obrotową i podręczny bankomat. Stosuje względem Ciebie ewidentny szantaż emocjonalny, którego dwie skrajności podałem powyżej odnośnie zdrady i rzekomego gwałtu. Dla mnie ta babeczka jest osobą mocno toksyczną, gdzie raczej bym się nie pomylił, obstawiając na schemat zachowania osobowości borderline czy toksycznego tańca. Bo konfrontując z opisu Twoje i Jej zachowania, pasujecie pod tą charakterystykę idealnie, gdzie w przypadku borderline masz 3 osoby w jednej, a na parkiecie to tak metaforycznie mówiąc w skrócie, to Ona zmienia parterów jak rękawiczki. Dopatrywałbym się w tym wszystkim między Wami jeszcze czegoś takiego, jak narkomana na detoksie, jak potrafisz sobie to jakoś wyobrazić. Oboje potrzebujecie silnej dawki emocji, by być na haju; stąd Twoje uleganie na spotkania z Nią, a Jej... krótko mówiąc potrzeba mocmo zakrapianej imprezy. I błędne koło się zamyka... na furtce obrotowej u Ciebie.
Podszedł do mnie i pomógł mi wstać. Nie było wątpliwości – wygrał. Nie byłam w stanie sama utrzymać się na nogach. Patrzyłam z przerażeniem na niego, mówiąc – „Pomóż”. Praktycznie przeniósł mnie do łazienki, zrobiłam siusiu i wróciliśmy do pokoju, ale nie do stołu, a na kanapę.
Jeszcze parę lat temu weganizm nie cieszył się taką popularnością, jak obecnie. Dziś jest wręcz modny i powstaje coraz więcej miejsc, gdzie można zjeść smaczne dania przygotowane zgodnie z zasadami wegańskimi. Zobacz również: „Jestem weganką, a moi mięsożerni sąsiedzi ciągle grillują. Pozwałam ich do sądu” Niektórzy ludzie uważają, że weganie rezygnują z jedzenia mięsa tylko ze względu na modę i wyśmiewają ich decyzję. Media opisują coraz więcej przypadków, w których weganie padają ofiarami żartów, bo podano im mięso twierdząc, że danie jest absolutnie wegańskie. Ostatnio ofiarą takiego żartu padła 24-letnia weganka, która postanowiła zemścić się w bardzo wyrafinowany sposób. O wszystkim napisała na forum Jestem weganką od 10 lat. Nie jem mięsa, odkąd skończyłam jakieś 3-4 lata i dowiedziałam się, skąd się ono bierze. To nie żaden sekret i wszystkie osoby obecne w moim życiu wiedzą o tym i to szanują - a przynajmniej tak mi się wydawało. Parę dni temu byłam na imprezie i przyznaję, trochę się wstawiłam. Mój znajomi pomyśleli, że będzie zabawnie nakarmić mnie nuggetsami z kurczaka w ramach żartu. Wcześniej spytałam ich, czy to, co mi podają, jest wegańskie, na co odpowiedzieli, że to nuggetsy z białka roślinnego. Smakowały nieco dziwnie, ale pomyślałam, że to dlatego, że jestem pijana. Byłam w błędzie. Dowiedziałam się prawdy następnego dnia, gdy siostra wysłała mi wiadomość, żebym sprawdziła relację na Snapchacie moich znajomych. Zobaczyłam na niej, jak moi znajomi pokazują opakowanie po nuggetsach z kurczakiem, a potem karmią mnie nimi. Był też fragment z tym, jak pytam ich, czy to danie wegańskie. Potem nabijali się ze mnie i naśladowali mnie, jak zachowywałabym się, gdybym dowiedziała się, że zjadłam mięso (udawanie płaczu i krzyki: “KURCZĘTA!”). Zrobiłam screenshota tego nagrania i pokazałam na policji. Teraz trójka z moich (byłych już) przyjaciół może usłyszeć zarzuty. Wszyscy uważają, że moja reakcja była przesadzona i że to był tylko “nieszkodliwy” żart. Czy mają rację mówiąc, że przesadziłam? Moim zdaniem wykorzystali fakt, że byłam wstawiona i majstrowali przy moim jedzeniu, a potem publicznie mnie upokorzyli. Fot. Pod postem rozgorzała ostra dyskusja. Wielu internautów stanęło po stronie weganki. Ich zdaniem cała historia mogła skończyć się dla niej o wiele gorzej. Piszę to jako szef kuchni – nigdy nie majstruj z cudzym jedzeniem. Przenigdy. Nie przesadziłaś, zwłaszcza jako że przestałaś jeść mięso w tak młodym wieku. Często weganie i wegetarianie po zjedzeniu mięsa są bardzo chorzy, szczególnie gdy nie jedli go latami. Nie przesadzasz. Mogłaś rozwinąć reakcję alergiczną na kurczaka skoro większość życia byłaś weganką i nawet o tym nie wiedzieć, skoro nie jesz mięsa. Mało tego, twoi znajomi nagrali cię i opublikowali ten filmik na Snapchacie. Przez to jeszcze bardziej zasłużyli na karę, bo publicznie cię upokorzyli. Jednak równie duża część komentujących stwierdziła, że zgłoszenie sprawy na policję to krok zdecydowanie za daleko, a kobieta stara się celowo zniszczyć życie znajomym. Nie przyjaźnij się z nimi dłużej, ale na litość Boską, iść z tym na policję? To żenujące. Składasz oskarżenie z powodu nuggetsów z kurczaka. Masz postawę moralną przeciwko mięsu i to w porządku. Ale to nie jest alergia, która zagraża życiu. Twoi znajomi zrobili coś okropnego, nie są twoimi przyjaciółmi i powinni się wstydzić. Ale wnoszenie oskarżenia to przesada. To był słaby żart i trzymaj się z dala od tych ludzi, ale naprawdę chcesz niszczyć im życie z powodu nuggetsów z kurczaka? Skazańcy nie mogą głosować, nie mogą pracować w sektorze publicznym, większość prywatnych firm też ich nie zatrudni, a już na pewno nie takich, które dobrze płacą. Nie mogą wynająć porządnych mieszkań w większości obszarów miejskich. A co wy sądzicie na ten temat? Kto przesadził w tej sytuacji – weganka czy jej znajomi? Zobacz również: Weganka wściekła na mięsożerców: „Przywłaszczacie sobie weganizm na swój samolubny użytek!”
ZdRO. 0dp5anru0i.pages.dev/680dp5anru0i.pages.dev/190dp5anru0i.pages.dev/500dp5anru0i.pages.dev/730dp5anru0i.pages.dev/480dp5anru0i.pages.dev/750dp5anru0i.pages.dev/720dp5anru0i.pages.dev/8
wykorzystali mnie jak byłam pijana